Aleksandra Przybysz
I
Narodziny
Ostre, drażniące krawędzie. Kruszę się warstwa po warstwie. Trzaskam. Chrupię. Chlupię. Wchodzę w szczeliny. Chcę rozciągnąć się wewnątrz, przesuwać po ostrej powierzchni coraz dalej. Wzmacniam podłoże. Jestem podłożem. Wyrastając z niego wyrastam z siebie. Idę we wszystkich kierunkach naraz. Nie istnieje góra ani dół, nie ma prawej, lewej strony. Są płyny, ciepło, zimno, wibracje, fale dźwiękowe, stałość i niestałość materii. Są ciała mokre i suche, jest ciemność. Ciemność to bezpieczeństwo. Ciemność jest miękka. Miękkość sucha, pyląca. Cząsteczki w niej mieszają się ze sobą, mutują. Abominacje. Hybrydyczne stworzenia są we mnie bezpieczne. W miękkości znajdą schronienie. Pożywienie. Materia rozlewa się. Lepkość. Gorzka ciecz napełnia moje struktury.
Skrzydlate organizmy. Chłodne, twarde pancerzyki. Dotykam ich, są drżące, drażniące. Wibruję. Coraz mocniej pulsuję, pęcznieję. Ten cielesny pancerz rozniesie moje nasienie, wyrosnę z nowej, drżącej materii na powierzchni, w świetle. Sprowadzę nowy materiał genetyczny. Anihilacja. Lepkość. Warstwa po warstwie pęcznieję, nakładam się na siebie. Genetyczny rozkład.
Wyczuwam różnego rodzaju ciecze, skomplikowaną mieszaninę cząsteczek. Potrzebuję ich do wzrostu. Ciężar śluzowatych wybrzuszeń. Rozszerzam swoje granice. Wibracje wchodzą w tą samą częstotliwość. Materia rozlewa się. Jeden organizm przechodzi w drugi. Komórki multiplikują się. Blob. Stan ciekły. Ścieka, opiera się, wyślizguje. Potem suchość, nadmierne ciepło, duszność. Bezstan. Ciało kruszy się. Chrupie. Pyli. Krystalizuje się. Włoskowate wypustki poruszane jednostajnie. Łaskoczą. Czułkowate drobinki wyrywają się ze mnie, otwierają.
Ja rosnę. Miękkość moich wnętrzności koi. Rozluźnia, rozpuszcza. Anihilacja. Ciemność jest miękka. Zaciskam sploty, formuję się, ustanawiam. Wypustki otwierają się. Sieć włoskowatych połączeń. Napinają się. Rwą.