PĘKNIĘCIE

Karolina Jonderko

Podjeżdżam samochodem na parking pod blokiem. Sporo się tu zmieniło od czasu kiedy wyjechałam do Warszawy. Zielony pagórek na którym rozbijaliśmy namioty w lecie, a w zimie zjeżdżaliśmy na sankach zamienił się w duży parking. Mini plac zabaw też zniknął, uświadomiłam to sobie parkując na jego miejscu. Smutny widok.

Bloki też się zmieniły. Szare mury przypudrował majtkowy róż. Zdecydowanie wolałam poprzednią wersję. Przynajmniej miała jakiś charakter.

Przy klatce, jak była tak jest, ławka. Na niej przesiadywały sąsiadki pilnujące swoich bajtli. Zawsze gdy wychodziłam lub wracałam pytały mnie kiedy do nich dołączę. Nigdy nie chciałam i nigdy już chcieć nie będę. Za dziecka byłam rodzicem, to mi wystarczy.

Kluczy do klatki i mieszkania się nie pozbyłam. W sumie nie wiem dlaczego. Chyba z sentymentu za dawnym życiem.

Stoję przed drzwiami i już czuję, że w domu jest mamcia. Zapach papierosów pokonuje nawet podwójne drzwi. Tata zamontował dodatkową parę, żeby nie było słychać rozrób, które regularnie się odbywały na klatce. Alkohol i przemoc była codziennością na górniczym osiedlu.

Drzwi jednak nie blokowały dźwięków dochodzących od sąsiadów. Ojciec nie raz interweniował, ale na próżno. Dopiero choroby lub śmierć przerywały zamiłowanie do rękoczynów.

Wchodzę do mieszkania ze ściskiem w brzuchu i gardle. Nie widziałam się z mamcią od 2008 roku. Tyle się od tego czasu zmieniło. Ja się zmieniłam. A jednak przekraczając próg mieszkania znów przeobraziłam się z małą Karolinkę.

Mama siedzi przy stole z papierosem w ręku i ogląda Modę na Sukces.

K: – Widzę, że pewne rzeczy się nie zmieniają…

Mamcia odwraca głowę, gasi papierosa, wyłącza telewizor i mówi swoim piskliwym głosikiem:

– Córeczko! Jednak przyjechałaś! Jak Ty pięknie wyglądasz!

 Przytula się tak mocno, że brak mi tchu. Ona nic się nie zmieniła. Mała i okrąglutka jak zawsze. Całuje ją w czółko, bo sięga mi tylko pod brodę.

D: – Czego byś się napiła córeczko? Upiekłam Twoje ulubione ciasteczka!

K: – Herbata z miodem i cytryną będzie wystarczająca.

Mamcia wyszła do kuchni, a ja rozglądam się po pokoju. Niewiele się zmieniło oprócz większej ilości pęknięć na ścianach. To blizny po tąpnięciach, które przez lata wyrywały mnie ze snu. Może dlatego mam taki czujny sen? Każdy taki wstrząs zatrzymywał serca kobietom i dzieciom których mężowie i ojcowie zjeżdżali na dół do kopalni. Teraz sobie siedzę i myślę, że jako córka górnika wychowałam się ze strachem. To on mi towarzyszył od dzieciństwa. Zakorzenił się w moim ciele. Połączył z moim DNA.

Z myśli wyrywa mnie mama wracająca z dwoma szklankami herbaty w koszyczkach.

D: – Opowiadaj córeńko jak Ci życie płynie. Chcę wiedzieć wszystko!

K: – Hmm, byłam pewna, że Ty wszystko wiesz, że czuwasz nade mną…

D: – Co innego wiedzieć, a co innego usłyszeć od Ciebie.

K: – Ty mi lepiej powiedz co u Babci… Tsumelik jest teraz z nią?

D: – Babcia kazała mocno uściskać swoje kukulątko. A Tsumelikiem się nic nie martw, jest z nami szczęśliwa. Już tak nie rozrabia jak kiedyś. W końcu się małpica rosochata uspokoiła.

K: – Kamień z serca, bardzo za nią tęskniłam przez te wszystkie lata. Nadal tęsknię choć teraz mam nową futrzastą przyjaciółkę. W końcu się odważyłam po 13 latach na psa.

D: – Widziałam! Jest prześliczna! Ma oczy jak Tsumelik!

K:  – Tylko oczy je łączą – uśmiecham się szeroko pierwszy raz odkąd tu przyszłam. – Mamuś, chcę Cię o coś zapytać.

D: – Śmiało córeczko!

Nagle czuję jak zalewa mnie fala gorąca i muszę opuścić pokój. Idę do łazienki. Tam najczęściej się zamykałam. Nie ma okien, a drzwi są zaklejone więc panuje w niej ciemność.

Tym razem zapalam jednak światło, bo chcę zobaczyć czy coś się zmieniło. Ale tu wszystko po staremu. Jest jak w saunie. Brązowa boazeria i przyciemnione lampy ze sklejki. 

Patrzę na wannę, której tak mi brakuje w Warszawie. 32 lata się w niej kąpałam. W niej też dużo śpiewałam. Gdy mamcia robiła obiad w kuchni, to kazała mi głośno śpiewać, żeby mieć pewność, że się nie utopiłam. Najbardziej kochałam śpiewać piosenki z bajek Disneya. Znałam wszystkie w oryginalnych wersjach, bo za bajtla lektor ich nie tłumaczył. Ależ to odległe wspomnienie. Jakby należało do kogoś innego.

Mój głos utonął w tej wannie w 2008 roku.

Robię kilka głębokich wdechów, gaszę światło i wychodzę zmierzyć się z tym co siedzi we mnie tyle lat.

K: – Dlaczego piłaś. Wiem, że zadawałam Ci to pytanie milion razy, ale tym razem nie chcę słyszeć, że to moja wina, albo Hani, albo Taty, albo pracy… Ja do dziś próbuje się uwolnić z ciągłego poczucia winy, którym tak hojnie mnie obdarzałaś przez te wszystkie lata. Chciałabym się w końcu dowiedzieć prawdy. Co Cię tak bolało, że jedynym lekiem by uśmierzyć ból był alkohol?

Oczy się jej zaszkliły. Westchnęła głęboko, chwyciła mnie za ręce i popatrzyła w oczy

– Córuś. Ja Cię bardzo przepraszam za to całe zło, które wam wyrządziłam. Wiesz, że kochałam Was nad życie.

Tym razem ja musiałam zaczerpnąć powietrza, żeby znów powtórzyć pytanie: – Proszę Cię, nie unikaj odpowiedzi, to dla mnie naprawdę ważne.

– Córeczko, tak bardzo chciałabym Ci dać prostą odpowiedź…ale takiej nie ma. Wychowałam się w domu pełnym przemocy i alkoholu. Muzyka dawała mi ukojenie i później możliwość uwolnienia się z tego piekła. Nie radziłam sobie jednak z emocjami. Już teraz to wiem. Zwalanie winy na wszystko i wszystkich dookoła było wtedy łatwiejsze. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Alkohol pomagał z wyrzutami winy, że was krzywdzę. Nie mogłam się wyplątać z tego zaklętego kręgu.

– Myśmy tyle lat próbowali Ci pomóc! Tata, Hania, Ja, Babcia. Tylko Ty nie słuchałaś! Nie dałaś sobie pomóc! Uważałaś, że masz wszystko pod kontrolą! A ja ledwo pamiętam Cię trzeźwą! Twoje oczy…najbardziej pamiętam Twoje oczy po alkoholu. Zachodziły mgłą. Jakby dusza opuszczała ciało i zostawała tylko wydmuszka. Chciałabym to wymazać z pamięci…chciałabym Cię pamiętać inaczej.

Mama ociera mi łzy spływające po policzkach. Sama też płacze.

– Teraz masz na to szanse kotku. Teraz masz szanse zapamiętać mnie taką, jaką chciałam dla Was być, a nie byłam w stanie. Wiem, że nie wrócę Ci tych wszystkich lat strachu, upokorzeń, samotności i bólu. Oddałabym wszystko, żeby cofnąć czas, ale nie potrafię. Cokolwiek bym Ci teraz powiedziała i tak nie wymażę tego przez co przeszłaś… Jedyne o co mogę Cię prosić to o wybaczenie…

Nagle czujemy drgania pod stopami. Ciało od razu rozpoznaje z czym ma do czynienia. Drgania rosną w siłę. Kryształy, które starannie czyściliśmy przed każdą wigilią, zaczynają wypadać z meblościanki. Za nimi książki. Mama przyciąga mnie do siebie, wstajemy z krzeseł i idziemy na środek pokoju by nic na nas nie spadło.

Odskakujemy, gdy przewraca się meblościanka. Mamcia bierze moje ręce i kładzie na swoim sercu: – Kotku, bardzo Cię kocham. Odpuść już proszę. Odpuść mi i odpuść sobie. Masz przed sobą piękne życie. Odpuść.

Patrzę na sufit na którym pojawiło się ogromne pęknięcie, pędzi w stronę lampy, pod którą stoimy. Wracam wzrokiem do mamy, ale już jej nie ma. Zamiast niej jest terapeutka, a obok mnie inne kobiety, które tak jak ja mają przyklejoną łatkę DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików). Rozglądam się z niedowierzaniem. Cała się trzęsę jakbym właśnie wyszła z walącego się budynku.

Naglę czuję dłoń na swoim ramieniu i słyszę: – Już wszystko dobrze, jesteś bezpieczna, w końcu możesz odpuścić.

Zdjecie z mama

Scroll to Top
Skip to content